Rozmowa

Wierzę, że najlepsze przed nami

Małgorzata Jankowska

Kto uderzy pięścią w stół, a kto nie? Jakie mają marzenia i co ich napędza do działania? O sobie i o planach na przyszłość z okazji 15. rocznicy działalności Instytutu Spraw Obywatelskich opowiadają Ilona Pietrzak, Olaf Swolkień i Rafał Górski, członkowie Zarządu Instytutu.

Małgorzata Jankowska: Kiedy ostatnio mieliście ochotę uderzyć pięścią w stół i powiedzieć: Nie, tak dalej nie będzie. To trzeba zmienić?

Rafał Górski: Niedawno, i to była prywatna zmiana związana z moim wzrokiem. Zastanawiałem się, czy jest możliwe wyleczenie z krótkowzroczności. Okulistyka twierdzi, że są dwie możliwości: korekcja laserowa albo noszenie okularów. Zacząłem drążyć temat i znalazłem przykłady na to, że ludzie wychodzą z krótkowzroczności bez udziału technologii. Cały proces wymaga bardzo dużego wysiłku, dyscypliny, konsekwencji.

Jeśli chodzi o Instytut, to ostatnio najbardziej miałem ochotę walnąć pięścią w stół przy okazji raportu Państwowej Inspekcji Pracy, związanego z radami pracowników. W obu tych sytuacjach daje o sobie znać moja wojownicza natura. Przekłada się ona na niezgodę na status quo w wielu kwestiach.

Nadal walę w stół, chociaż w inny sposób niż to było kilkanaście lat temu, kiedy zaczynałem społecznikowską przygodę. Wtedy waliłem dużo mocniej. Patrząc, z perspektywy lat stwierdzam, że to było bez sensu. Dzisiaj robię to inaczej.

Olaf Swolkień: Pięścią w stół? Nie podoba mi się ten zwrot.

Trzeba być konsekwentnym, upartym nawet, ale nie uderzać pięścią w stół, to niewiele daje, choć niektórym się podoba, na przykład w czasie kampanii wyborczych.

Ilona Pietrzak: Może niekoniecznie zaraz uderzać pięścią w stół, ale ostatnio rośnie we mnie bunt przeciwko absurdom biurokratyczno-prawno-formalnymi. Część z nich jest tak niedorzeczna, że nawet ciężko o nich mówić. Instytut prowadzi Ośrodek Wsparcia Ekonomii Społecznej Centrum KLUCZ. Od kilku lat mam wrażenie, że żyjemy od kontroli do kontroli, od audytu do audytu, od sprawozdania do sprawozdania. Na co dzień więcej czasu zajmuje nam próba rozplątania tego, co wiąże nam ręce, niż praca z ludźmi. Może mało optymistycznie zaczynam tę rozmowę, ale czasem mam naprawdę dość. Procedury są tworzone z perspektywy biurka, z perspektywy Warszawy, a życie ma o wiele więcej barw niż tylko czarną i białą.

Zatem ile energii i dlaczego wkładacie w działalność społeczną, a szczególnie w działania Instytutu Spraw Obywatelskich, żeby przebijać stojące na drodze bariery?

RG: Od zawsze wkładam tyle samo energii, czyli bardzo dużo. Mam wrażenie, że przez większość mojego obywatelskiego działania wkładałem tę energię, spalając się. Jakiś czas temu pomyślałem, że to nie jest dobry kierunek. Na początku, kiedy organizm jest silny i szybko się regeneruje, łatwiej mu się spalać. Natomiast z upływem czasu bardziej trzeba o tę energię dbać i nie wydatkować jej w sposób bezrefleksyjny. Dzisiaj jest dla mnie istotne, żeby nie walić głową w mur, tylko przeskakiwać nad tym murem.

Wkurza mnie, kiedy słabsi są kopani przez mocniejszych. Nie godzę się na taką sytuację. Dlatego angażuję siebie i Instytut po stronie słabszych.

OS: Ja niewiele, trochę jeszcze w Krakowie walczę z deweloperami, urzędnikami zajmującymi się zielenią itp. Niestety praca zawodowa poza Instytutem zabiera mi gross czasu i sił.

IP: Ile? Myślę, że dużo. Czasem za dużo. Zauważyłam, że często, gdy mam już dość, los przynosi coś, co powoduje, że zaciskam zęby i idę naprzód. Czasem jest to jakiś sukces, czasem list od Sympatyka lub Darczyńcy Instytutu.

Dlaczego działam społecznie? Z jednej strony trochę z przypadku. Kiedy trafiłam do Instytutu w 2010 roku, niewiele wiedziałam o sektorze pozarządowym. Jednak szybko mnie wciągnął. Z drugiej strony myślę sobie, że wyssałam to z mlekiem matki. Zawsze działałam w samorządach szkolnych. Co do rodziców, to najpierw mama przez kilkanaście lat, a teraz ojciec pełni funkcję sołtysa.
Z dzieciństwa pamiętam, że gdy było coś do zrobienia przy okazji jakichś wydarzeń w szkole, w gminie czy na wsi, to naturalne było, że szło się i pomagało. Było dużo pracy, ale też dużo zabawy.

Myślę, że teraz rozsądniej dysponuję swoim czasem. Nadal jednak, gdy jest coś, co przyprawia o gęsią skórkę, chętnie się w to włączam.

© Piotr Skubisz

W takim razie co przyprawia o gęsią skórkę każdego z was? Jakie rodzaje działań i tematy pociągają was najbardziej? Dlaczego?

 OS: Mnie najbardziej pociągają podróże, książki, przygody, a działaniami społecznymi zajmuję się głównie dlatego, że ci, którzy się tymi sprawami powinni zajmować, nie robią tego na serio albo robią byle jak. Często bardziej szkodzą niż robią coś pożytecznego.

RG: Najbardziej pociąga mnie tworzenie ruchu wokół ważnych społecznie spraw. Mówiąc o ruchu, mam na myśli taki ruch poza czterema ścianami biura, poza siecią internetową, na ulicy, w przestrzeni publicznej. W tym najlepiej się odnajduję.

A tematy…? Cały czas te, które są związane z dobrem wspólnym: powietrzem, wodą, żywnością. Mniej oczywistym dobrem wspólnym mogą być: godna praca, prawa pracownicze, transport publiczny, kolej, umiejętność współpracy, aktywność obywatelska. Takie tematy zawsze mnie najbardziej pociągały.

IP: Najbardziej lubię, gdy coś jest nieoczywiste na pierwszy rzut oka. Trochę niegrzeczne. Trochę w poprzek utartym schematom.

Emocje, które przy tym się uwalniają, są naprawdę silnym bodźcem. Dlatego tak lubię ten moment, gdy w Instytucie „odpalamy” jakąś kampanię. Ciekawi mnie, jak się potoczy, jakie emocje wywoła, jak będzie odebrana.

 Jakie macie marzenia? Nie tylko te społecznikowskie…

RG: Żeby dożyć stu lat w zdrowiu, ale to wszyscy wiedzą, bo często o nim wspominam. Mam też pewną osobistą wizję: siedzimy z Magdą, moją żoną, na ławeczce przed drewnianą chatą. Oboje mamy po sto lat, trzymamy się za ręce, słońce ogrzewa nam twarze, a my się uśmiechamy. Jesteśmy zdrowi, zadowoleni z życia i z tego, że je przeżyliśmy, a nie przewegetowaliśmy.

Jeśli chodzi o Instytut, marzę, żeby zbudować taki statek, który będzie w stanie oprzeć się burzom i zawieruchom. Będzie też w stanie płynąć, kiedy zabraknie wiatru, dopływać do celu, jaki zostanie założony, odkrywać nowe lądy. Zmieniać to, co wydaje się niemożliwe albo trudne do zmiany.

OS: Powtórzę się: marzę o tym, żeby wszystko w kraju działało, jak należy i człowiek mógł się zajmować sobą, a nie robieniem czegoś za innych, którzy biorą za to pensje.

IP: Moim marzeniem jest likwidacja Instytutu Spraw Obywatelskich… (śmiech). Tak. Wszystko, co sobie zapisaliśmy w statucie, w celach organizacji, w naszej strategii zostało osiągnięte. Misja została zrealizowana. Nie mamy co robić. Jest dobrze.

A prywatnie? Hmm… nie żałować niczego. Do ostatnich dni życia móc spojrzeć w lustro i zobaczyć w nim kogoś, kto dobrze przeżył życie. Ale się patetycznie zrobiło… Następne pytanie proszę.

Bardzo proszę. Ile znaczy i czym jest dla was kierowanie organizacją? Ilono, zacznijmy od ciebie.

IP: Legenda głosi, że trzeciego dnia stażu w Instytucie powiedziałam, że będę w zarządzie tej organizacji. Nie pamiętam tego, ale podobno tak było. Kiedy w 2013 roku „wchodziłam” do zarządu wspominam to jako trudny czas. Rafał i Olaf w zarządzie byli od zawsze. Ja, będąc członkiem zespołu, nagle miałam stać się wiceprezesem. Nie było łatwo. W sumie nadal jest trudno. Ale inaczej. Bardzo przez ten czas dojrzałam.

Kierowanie organizacją oznacza dla mnie przede wszystkim branie odpowiedzialności za to, w którym kierunku idzie organizacja. Co robi. Jak działa. To też odpowiedzialność za zespół. Za to, by stworzyć jak najlepsze warunki do pracy, do rozwoju i dać jak największe poczucie bezpieczeństwa. I zawsze pozostaje ten niedosyt, że mogłoby być lepiej, że można więcej, bardziej.

RG: Przede wszystkim to jest wyzwanie. Trudno mi oddzielić sferę kierowania organizacją od sfery prywatnej. Jedna drugą przenika, czasem wzajemnie się wzmacniając, a czasem osłabiając. Im bardziej jestem świadomy tego, co mnie osłabia w życiu prywatnym, tym mniejsze jest ryzyko, że przeniosę to na sferę kierowania organizacją i sprawy, o które ta organizacja walczy.

OS: To odpowiedzialność, odpowiedzialność i jeszcze raz odpowiedzialność.

Co, waszym zdaniem, stanowi siłę Instytutu?

RG: Kiedyś wydawało mi się, że ludzie. Później odkryłem, że nie tyle sami ludzie, ile ich mocne strony.

Zatem, po pierwsze, ludzie z ich mocnymi stronami, które wzmacniają działalność Instytutu. Po drugie, kilkunastoletnie doświadczenie, zebrane know-how i wizerunek organizacji, która nie jest już świeżynką. Po trzecie, filozofia organizacji, pozwalająca omijać rafy podziałów wojny polsko-polskiej, obozy, które coraz mocniej się radykalizują – z jednej strony PO, z drugiej PiS i ich wyznawcy. Dajemy radę i nie wpadamy na żadną z tych raf. I to też jest siłą.

OS: Dobre rozeznanie tego, co jest ważne, konsekwencja, doświadczenie zespołu i moich towarzyszy z Zarządu.

IP: Wewnętrzną – ludzie, ich zaangażowanie, umiejętności, postawa. Korzystając z okazji, chcę docenić Rafała. To on strategicznie zawiaduje tym statkiem. Bez jego uważności i determinacji wiele rzeczy by się nie wydarzyło. Zewnętrzną – też ludzie – sympatycy, darczyńcy, eksperci. Potrzebujemy coraz więcej siły, by sięgać po cele, które sobie stawiamy.

Dokończcie, proszę, zdanie: 15-lecie Instytutu jest dla mnie…

RG: …dobrą okazją do zmian w strategii i taktyce działania. Możemy czerpać z doświadczeń tych 15 lat. Dla mnie osobiście, piętnastolecie Instytutu to również świadomość, że kończę 45 lat i konsekwencji z tego wynikających.

OS: … dowodem na to, jak ten czas, czyli życie, leci.

IP: … dobrym momentem na podsumowanie tego, co wydarzyło się dotychczas, weryfikacją planów na przyszłość. Wierzę, że najlepsze przed nami.

Chociaż to rozmowa rocznicowa, celowo nie przywołuję historii Instytutu. Została już opisana wiele razy i ze szczegółami. Dziś interesuje mnie obecny potencjał zarządu i jego wizja przyszłości organizacji. Potencjał i siłę już trochę przetestowaliśmy. Czas na plany. Jakie są?

RG: W sferze kampanijnej są trzy kwestie. Po pierwsze, nowelizacja obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej w taki sposób, żeby można było zbierać podpisy elektronicznie i żeby w ten sposób zmusić polityków do posunięcia się na kanapie, na której siedzą. Sami nie chcą tego zrobić. Po drugie to zmiana układu sił w świecie pracy, czyli kwestia rad pracowników i nowelizacja ustawy. Trzecia kwestia to wzmocnienie głosu konsumentów, którzy domagają się zastąpienia śmieciowej żywności tą wartościową, która nie będzie przyczyniała się do wzrostu zachorowań. Co się z tym wiąże, sprzeciw wobec stosowania glifosatu.

A cele wewnętrzne to: mocny zespół, pozyskiwanie funduszy od obywateli i łączenie tych środków z pozyskiwaniem środków z innych źródeł, uczenie się na własnych sukcesach i błędach.

© Piotr Skubisz

OS: Mój plan? Walczyć do końca!

IP: Jak mawia Rafał, działalność Instytutu to długi marsz. Często bardzo długo musimy czekać, by odtrąbić sukces. Dlatego, jeśli pytasz o plany na przyszłość, to tak naprawdę kontynuacja tego, co robimy: walka o sprawy obywatelskie, lepszy transport, bezpieczną żywność, prawa pracownicze, godną pracę dla osób, którym powinęła się w życiu noga lub jest im trudniej na przykład z powodu niepełnosprawności. Żeby to wcielić w życie potrzebny jest silny zespół, pieniądze na koncie i wiara, że to, co robimy, jest ważne.

Jakimi przewodnikami dla zespołu chcecie być na kolejne 15 lat?

RG: Takim przewodnikiem, który wytycza kurs statku i strategię, natomiast nie wtrąca się do tego, jak dopłynąć do celu. Jeśli jest taka potrzeba, jedynie wspiera ten kurs – wyznaczanie celu, a później jak najmniej wtrącania się w poziom operacyjny.

OS: Przewodnik musi wiedzieć, czego chce, dokąd zmierza, ale także dbać o tych, których prowadzi, słuchać ich.

IP: Myślę, że takim, który nie idzie ani za bardzo z przodu, ani z tyłu, tylko obok. Wspierającym. I z większą ilością czasu, który mogłabym przeznaczyć na rozmowy z członkami zespołu.

Skoro pojawił się wątek zespołu, dopytam, czego od niego oczekujecie? 

RG: Od zespołu oczekuję po pierwsze gry zespołowej, po drugie wykorzystywania mocnych stron członków zespołu i działania zgodnie z nimi. Po trzecie pogody ducha. Moim zdaniem poczucie humoru jest ważne. To ono nie pozwala nam zwariować w trudnych sytuacjach. Akurat w naszej aktywności tarcia były, są i będą, i trudno oczekiwać, żeby było inaczej.

OS: Skupienia na zadaniach, dążenia, by wszystko, co się robi, robić jak najlepiej, solidarności, pomocy wzajemnej, szczerości, inicjatywy, pracy nad samorozwojem. To najważniejsze.

IP: Uważności na to, co dzieje się wokół. Zarówno w środku organizacji, jak i poza nią. Wyciągania z tego wniosków. Własnej inicjatywy, brania odpowiedzialności za zadania.

Wymieńcie, proszę, po jednym najważniejszym celu dla Instytutu na przyszłość?

RG: Statek może dopłynąć do różnych miejsc, ale nie popłynie bez odpowiedniej załogi na pokładzie.

Dlatego moim najważniejszym celem jest budowanie silnej załogi.

Bo co z tego, że sobie wytyczymy taką czy inną zmianę na horyzoncie? Kto miałby w odpowiednim momencie nastawiać żagiel albo wiosłować, kiedy nie byłoby wiatru? Więc jeśli mam wskazać ten najważniejszy cel, to jest nim zebranie odpowiednich ludzi na pokładzie. A później popłyniemy tam, gdzie będziemy chcieli (uśmiech).

OS: Doprowadzić chociaż jedną sprawę do końca, żebyśmy mogli powiedzieć: To się w Polsce zmieniło, nie musimy już się tym zajmować.

IP: Ambitnie – wyposażenie Instytutu w silny zespół, zgromadzenie pieniędzy na prowadzenie działań, nawiązanie dobrych relacji z mediami i przede wszystkim zgromadzenie jak największej liczby osób, które popierają nasze działania. To wszystko wzmocni siłę działania Instytutu.

Narodowy Instytut Wolności – logo Program Rozwoju Organizacji Obywatelskich – logo

Tekst przygotowany przez Instytut Spraw Obywatelskich w ramach projektu „Instytut Spraw Obywatelskich – łapiemy wiatr w żagle” sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Przejdź do archiwum tekstów na temat:

Instytut Spraw Obywatelskich

Być może zainteresują Cię również: